Ukraińskie morsy (podmiot liryczny jest zmarzlakiem), czyli kobieca grupa Femen, ostatnie swoje wystąpienie poświęciły problemowi prostytucji podczas mistrzostw Euro. Słusznie podejrzewając, że kibic piłki nożnej i klient prostytutki to pojęcia do siebie zbliżone. Po czym poznaję, że zbliżone? Bo jedno i drugie budzi we mnie mieszaninę obrzydzenia i zdziwienia.
Komentator w tv, nie wiem której, wszystkie są siebie warte, tak podsumował akcję femenówek: dziewczyny chciały zwrócić uwagę na problem, a zwróciły tylko na siebie. Wydawałoby się, że to wolny wybór redaktora, czy zajmie się prostytucją, czy tym, że kilka pań nieco się rozebrało. Ale nie. I jest to problem wielu mniejszych grup czy działaczy, którzy pragną zwrócić na coś uwagę. Mogą sobie pisać mądre opracowania i rozsyłać wszystkim kompetentnym organom albo proponować merytoryczne teksty prasie – nikt tego nie weźmie, bo to nuda. Jeśli natomiast zdecydują się na jakąś spektakularną akcję, stają się niepoważni i zwracają uwagę tylko na siebie. Przez lata jako feministka słuchałam dobrych rad lepiej ustawionych kolegów. Raz: same jesteście sobie winne, bo nie umiecie zainteresować mediów. Dwa: jesteście zbyt radykalne i dziwaczne, w ten sposób tylko szkodzicie sprawie. Sprawie, której lepiej ustawieni koledzy w głębi serca oczywiście sprzyjają, ale nigdy palcem nie ruszyli, żeby coś zrobić.
Jest zapewne jakiś sposób, żeby pokazać się i nie wzbudzić niechęci czy przynajmniej kręcenia nosem, jednak nawet JP2 nie do końca to się udało.
Wracając jednak do rzeczy, bo w końcu Femen chciał zwrócić uwagę na inny problem niż merytoryczna miernota polskich mediów. Nie wiem, czy najlepszym sposobem zlikwidowania prostytucji podczas Euro nie jest zlikwidowanie Euro. W ogóle footballu. Gdybym obudziła się jutro w świecie bez meczów piłkarskich, nic by mi nie ubyło.
Jednak liberalna strona mojej duszy oburza się na takie rozwiązanie, a co więcej odzywają się w niej ciągoty wolnorynkowe (pozdrowienie dla JK-M.) Kopanina, proszę bardzo, ale nie za moje podatki. Jak ktoś chce oglądać, niech płaci za bilety albo tematyczny kanał. Kopanie to zawód, a kopiący mają na siebie zarobić. Jeśli bogaci sponsorzy chcą sobie kupić gladiatorów i ich wystawiać do walki, niech kupują. Państwo nie powinno jednak do tego dopłacać ani złotówki. Ktoś powie, że w dużej mierze już tak jest. Nie tylko football, sport to dzisiaj po prostu biznes, taki jak zbrojenia, wspierany z kasy państwa. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo jeśli to normalny biznes, to po co komu ministerstwo sportu? Pieniądze z Totolotka można przeznaczyć na domy dziecka. Czy państwo musi się do wszystkiego wtrącać?
Zrobiłabym departament sportu w ministerstwie edukacji, niech popularyzuje powszechną aktywność fizyczną. Niech buduje boiska szczypiorniaka dla dziewcząt, ale nie stadion narodowy. Resztą może zająć się ministerstwo gospodarki, nie zapominając o podatku CIT. Jeśli nasi notable fotografują się z piłkarzami, to niech sfotografują się też z trupą cyrkową. Bo właściwie co to za różnica?
A umyć dworzec i zbudować kawałek drogi można dlatego, że czysty dworzec jest przyjemniejszy, a kawałek drogi, byle nie przez Rospudę, zawsze się przyda. Czy naprawdę musimy myć dworce i budować drogi, żeby przyjechali jacyś panowie i gonili polską blondynkę po całej Warszawie?
Tylko co w takim razie z prostytucją, skoro nie likwidujemy footballu? Zastanowię i napiszę w innym felietonie.
Pani Kingo lub pani Dunin (nie wiem, jak napisać: po imieniu to seksistowskie
upupienie, po nazwisku to seksistowski dystans sugerujący, że ja Pani, jako
feministki, nie lubię).
Pisze Pani, że "obrzydzają" Panią
kibice.
Rozumiałbym, że kibole. Ale kibice?
To znaczy kto? Obrzydzają Panią
koledzy, którym się zdarzyło pójść na mecz; mężczyźni, którzy się interesują
sportem, czy może mali chłopcy, którzy sobie wieszają plakaty piłkarzy na
ścianach???
Skoro mówimy o małych chłopcach. Proponowałbym Pani wizytę na
polskiej prowincji, przeprowadzenie tam ankiety wśród dzieci i zadanie im
prostego pytania: o czym marzycie, żeby powstało w waszej miejscowości? Potem
sobie pani podliczy, ilu chłopców spontanicznie odpowie, że o boisku do kopania
w piłkę a ile dziewczynek, że o boisku do szczypiorniaka.
To powinno Pani dać
jakieś wyobrażenie, czemu rząd budował "orliki" (bo boisko do
szczypiorniaka byłoby analogiczne do nich a nie do Stadionu Narodowego).
Jeśli
chodzi o prostytucję, to zastanawiam się, co tu tak na serio jest problemem?
Prostytucja, jako taka czy trafficking, czyli przymuszanie dziewczyn, do tego,
by się prostytuowały?
Bo czytam tu któryś już artykuł o prostytutkach i Euro2012
a jeszcze ani razu nie widziałem tego kluczowego słowa. Wydaje się więc, że
feministki bardziej niż handel ludźmi, interesuje kwestia męskiej
seksualności.
Tymczasem prawdziwa opresja prostytutek nie polega na tym, że
muszą odbyć stosunek seksualny z panem, który im się niekoniecznie podoba. Jak
bardzo ciekawie pisze, szwedzka feministka (!) P. Östergren, złe traktowanie
prostytutek przez klientów to wbrew mitom, zdecydowana rzadkość. Problem w tym,
że w państwie, w którym prostytucja jest nielegalna, gdy ta rzadkość jednak się
wydarzy, kobieta nie ma żadnej ochrony.
Jednak ci, których prostytutki,
szczególnie te zmuszane do prostytucji, obawiają się najbardziej to nie
mężczyźni, którzy chcą się zaspokoić seksualnie, tylko alfonsi, należący do
świata zorganizowanej przestępczości.
Temat jest poważny. Wymaga dyskusji o
systemie, ale także dyskusji o przygotowaniu policji do walki z traffickingiem.
To są zasadnicze problemy a nie to, że faceci są z Marsa i patrzą na
"kopaninę" a jak nie patrzą to z kolei mają chcicę.
Kongresowy kicz
bardzo źle zrobił polskiemu feminizmowi. Już nawet pani Kinga Dunin, zaczyna się
bawić w dyskurs bliski TVN Style lub kolorowym magazynom dla pań.
Pierwszy raz Pani Kingo zdarzyło się coś takiego, że się z Panią zgodziłem
praktycznie w całości. To jest aż podejrzane, bo programowo z feministkami nie
zgadzam się w niczym a tu proszę. Czytam i się zgadzam. Prostytucja i sport
wyczynowy są nieoddzielne? Tak, są nieoddzielne ponieważ obie te sfery
odpowiadają męskim potrzebom. Sport wyczynowy niech sie finansuje sam? Tak. Ale
nie dlatego, że mnie nie interesuje. Jest masa sensowniejszych powodów. Po
pierwsze sport wyczynowy doskonale sobie radzi bez finansowania państwowego o
czym mogą świadczyć choćby sukcesy polskiego MMA, które w ciągu 10 lat od zera
rozwinęło się do światowego poziomu kompletnie przez państwo nie zauważone albo
najwyżej trochę nieporadnie udupiane. Tenis, żeglarstwo, boks podobnie. Państwo
nie dało grosza a sukcesy są i jest kasa, jest narybek, są sponsorzy, telewizja,
publika, medale i wszystko.
Po drugie sponsorowanie sportu przez państwo to
wypaczenie podstawowej idei sportu. Grecy doskonale wiedzieli to, czego
współcześni nieucy wiedzieć nie chcą. Że dwie grupy mężczyzn postawione
naprzeciw siebie i oznaczone odmiennym symbolem to nie jest zabawa. To jest
najpotężniejsza energia jaką zna ludzkość. Potężniejsza nawet od seksu bo znamy
z historii grupy mężczyzn którzy zrezygnowali z seksu i względne sukcesy udało
im się uzyskać, ale żadna z tych grup nie opanowała tej energii, która każe
robić to co się robi kiedy pojawia się naprzeciw grupa konkurencyjna. To nie
jest zabawa ani "braterska rywalizacja". Dlatego Grecy nie wystawiali
reprezentacji państw miast rozumiejąc, że to by doprowadziło do wojny. Na
olimpiadzie każdy reprezentował tylko siebie samego. Oczywiście jak wracał do
domu, to miał co chciał ale nikt nie kazał mu machać sztandarem. Nie należy
bawić się energiami których potęgi się nie pojmuje.
3.26 Copyright (C) 2008 Compojoom.com / Copyright (C) 2007 Alain Georgette / Copyright (C) 2006 Frantisek Hliva. All rights reserved.”
Na podobny temat
- solidarność
- Ani słowa o piłce nożnej
- FEMEN, czyli jaki się tanio nie sprzedać
- Mężczyzna i pies
- Dwa wyroki
Open all references in tabs: [1 - 6]
Via: krytykapolityczna.pl
Short link: Copy - http://whoel.se/~mH46T$EP